Gold Coast wakacyjne eldorado
Dla Australii Gold Coast (Złote Wybrzeże) jest tym, czym dla Francuzów Riwiera albo dla Amerykanów Miami. Zresztą na Gold Coast znajdują się właśnie kurorty i plaże o nazwach Miami i Palm Beach. Ciepło tu i słonecznie. Dziesiątki kilometrów pięknych, piaszczystych plaż rozciąga się z północy na południe wzdłuż wschodniego brzegu Australii od Brisbane aż po granicę stanu Queensland ze stanem Nowa Południowa Walia.
Na odwiedzających robią wrażenie nie tylko plaże i lazurowy Pacyfik, ale również infrastruktura turystyczna. Wysokie hotele i apartamentowce Surfers Paradise, Main Beach czy Broadbeach, że wymienię tylko niektóre z nadbrzeżnych kurortów, usytuowane są o przysłowiowy rzut… bumerangiem od plaż. Dla aktywnych przygotowano ścieżki rowerowe, dla pieszych i biegaczy, a także place do ćwiczeń gimnastycznych oraz ogródki zabaw dla dzieci. Wiele atrakcji przygotowano tutaj właśnie z myślą o rodzinach z dziećmi.
Na Złotym Wybrzeżu jest co robić, nawet podczas niepogody. Inna sprawa, że pogoda jest tutaj niemal pewna przez cały rok. W ciągu roku dni słonecznych jest tu prawie 300. Podczas najzimniejszego miesiąca, czyli lipca, temperatury spadają nawet do 10ºC w nocy. Często przekraczają jednak 25ºC. Jest to więc miejsce, dokąd można przyjeżdżać przez cały rok. Przechodząc się ulicami wypoczynkowych kurortów można śmiało powiedzieć, ze Gold Coast jest szczególnie cenionym przez australijskich i nowozelandzkich emerytów. Przyjeżdżają tu na wakacje z chłodniejszych, południowych miast obu krajów. Wielu kupuje tutaj domy i apartamenty oraz spędza w nich jesień życia. Spacerując po jednym z luksusowych osiedli na wysepce w pobliżu Southport często słyszałem język rosyjski. Wśród stałych mieszkańców jest także spora Polonia.
Niektórzy turyści narzekają, że wysokie hotele zasłaniają zachodzące słońce. Usytuowane są bowiem na zachód od plaży. Miłośnicy opalania muszą po południu szukać słonecznych pasm między kładącymi się na plaży cieniami wieżowców. Malkontentom można doradzić poszukanie innego miejsca, bardziej na południe, gdzie wysokościowców jest już znacznie mniej. Przy okazji war-to wiedzieć, że australijskie słońce jest intensywne a opalić się (lub nawet przysmażyć) można w ciągu kilku minut. Kremy o wysokim współczynniku, blokujące promienie UV są bardzo pożądane nawet podczas tzw. zimy, czyli od czerwca do września.
Ocean zachęca do kąpieli, ale kąpać trzeba się tylko w miejscach strzeżonych przez ratowników i między flagami.
Widok na ten bezmiar wody z balkonu hotelowego czy z tarasu widokowego najsłynniejszego i jednego z najwyższych w świecie budynków typu apartamentowego, nazywanego Q1, zapiera dech w piersi. Na wschód morze, na zachód w odległości kilkunastu kilometrów pasmo górskie Tamborine, będące częścią długaśnego, jak rafa koralowa, pasma australijskich Gór Wododziałowych. Do Gold Coast warto przyjechać nie tylko ze względu na plaże, lecz także na możliwość włóczęgi po wspomnianych górach. Liczne parki i rezerwaty, oznakowane szlaki i punkty widokowe zachęcają do tego, a w gorące letnie dni można w górach nieco się ochłodzić. Zmęczeni piechurzy mogą bez trudu znaleźć bary, kafejki czy restauracje, w tym również polskie. Jedna z nich „Tatra” oferuje bardzo smaczne polskie dania oraz wina australijskie.
Powróćmy jednak na wybrzeże, bo Gold Coast przyciąga także tysiące młodych ludzi z całego świata oferując im wiele atrakcji – w tym podwyższających poziom adrenaliny. Broszury zachęcają do skoków bungy, nauki surfingu, czy jazdy na gokartach. Uprawiać tu można wiele sportów wodnych. Kto ma więcej pieniędzy może polatać (oczywiście z pilotem) nad wybrzeżem samolotem przystosowanym do akrobacji. Dużą popularnością cieszy się także Water World, w którym można poszaleć na wodnych zjeżdżalniach. Nie ma w Australii miejsca, które oferowałoby tyle atrakcji, jak Gold Coast.
Dla ludzi, którzy nie gustują w takich emocjach, Gold Coast oferuje pola golfowe, pełnowymiarowe i mini, Muzeum Figur Woskowych, Świat Filmu (Warner Bross MovieWorld) – australijski odpowiednik amerykańskiego Universal Studios. Nie będą rozczarowani miłośnicy australijskiej fauny, których najsłynniejszych przedstawicieli mogą zobaczyć w rezerwacie Currumbin Wildlife Sanctuary. Wieczorami tłumy turystów odwiedzają Conrad Jupiter Casino, inni popijają piwo w jednym z licznych pubów, często przy australijskiej muzyce country. Jest tutaj wiele restauracji oferujących niemal wszystko, co się jada na świecie – od kuchni azjatyckiej, po włoską czy francuską. Miłośników taniego, ale niekoniecznie najzdrowszego jedzenia przyciągają nachalnymi reklamami znane na świecie sieci restauracji typu fast food.
Gold Coast Airport w Coolangatta w ciągu ostatniej dekady stał się jednym z najbardziej ruchliwych w kraju. Z małego prowincjonalnego lotniska przekształcił się w międzynarodowy port lotniczy, konkurujący coraz śmielej z lotniskiem w Brisbane.
Oczywiście myśląc o wakacjach w Gold Coast można zacząć podróż od Brisbane (ok. 70 km na północ od Surfers Paradise), w którym warto zatrzymać się przynajmniej na jeden dzień. To miłe miasto chyba jest najsympatyczniejsze z milionowych miast Australii. Z Brisbane do Gold Coast można dojechać szybką koleją lub samochodem. Żeby doświadczyć wszystkich atrakcji trzeba na Gold Coast przyjechać przynajmniej na tydzień. Zachęcam, bo mnie tydzień minął tam bardzo szybko i aktywnie. Każdy dzień zaczynałem od oglądania wschodu słońca z tarasu mojego apartamentu, potem biegałem po promenadzie, pływałem w ocenie i zaliczałem kolejne atrakcje. Każdego wieczoru odwiedzałem inną restaurację. Najbardziej smakowały mi potrawy z owoców morza z białym, nowozelandzkim (mimo, iż to Australia) winem souvignone blanc. Na Gold Coast słońca nie musiałem szukać. Ono mnie znalazło. Nie lubię leżeć bezczynnie na plaży. Chronię się przed słońcem mocnymi kremami. A mimo to wyjechałem bardzo opalony.
BOGUSŁAW NOWAK